Friday 31 December 2010

2010 jest rokiem, ktory "przelecial" najszybciej ze wszystkich lat! I to w doslownym tego slowa znaczeniu,czas lecial jak szalony, tydzien za tygodniem, miesiac za miesiacem. Mielismy tylko 3 wyjazdy, Paryz, Sopot, Izrael. Zdecydowanie za malo, wiec na nowy rok zycze nam o wiele wiecej podrozy. Nie ma nic fajniejszego niz pokazywanie swiata swojemu dziecku, poznawanie kultur, religii, tradycji roznych krajow, narodowosci. Ja praktycznie zyje od podrozy do podrozy, a jak nie ma ich za duzo w roku to strasznie nudno sie robi. Tak wiec zycze sobie w 2011 abysmy obrali kierunki: Rzym, ta odkladana juz Belgia, Mauritius (to ma byc z okazji naszych 30tek, ktore nam wypadaja w tym roku) oraz Sopot w lecie i Izrael.
Zdrowia takze zycze wszystkim i nam. Bo jak jest zdrowie to na wszystko mozemy sobie zapracowac, na wszystko mamy ochote, sily. Marzenia wtedy sa takie realniejsze do osiagniecia.

Tak wiec moi drodzy, zycze kazdemu aby 2011 byl taki jakiego Wy chcecie, spokojny ale jednoczesnie pelen atrakcji, usmiechu, przygody i spelniania siebie. Abysmy potrafili od czasu do czasu zwolnic, abysmy przezywali kazdy dzien jakby byl ostatnim, abysmy mieli sile i odwage dokonywac rzeczy ktore nam sie marza.

Jednym slowem zyczymy wszystkim aby kazdego dnia wygladali tak:



                                                    Do napisania w Nowym Roku ;))

Monday 27 December 2010

Wiadomo, swieta, swieta...

...i po swietach. U nas byly bardzo spokojne, tylko w trojke swietowalismy. To juz moje-nasze 7 swieta w UK, od tylu juz lat nie bylam w Sopocie na swieta. Tak wiec i w tym roku pierogi z kapusta i grzybami byly na naszym stole, ale kupne, byly pierniki, i kupne i mamine (poczta w tym roku pomimo sniezyc nie zawiodla i Sophie mogla poznac smak babcinego piernika), barszcz byl, tez kupny. Bo ja jak juz wspominalam do kuchni to chetnie wchodze tylko zeby pozmywac, a wszelkie wyszukane gotowanie, pieczenie i inne takie to nie dla mnie. Ale oczywiscie jako ze wychowana bylam na smakolykach jakich swiat nie widzial, to smak do pysznosci mam, jesc uwielbiam, tylko ktos moglby to dla mnie codziennie robic, a ja bym wtedy z dnia na dzien sie powiekszala :-) Tak wiec swieta przeszly na spokojnie, wczoraj jak to w UK szal zakupow otlumanil wszystkich, wiec David musial isc do pracy ;-/ Maz znajomej mamy tez w branzy pracuje, wiec i on rano juz wyszedl do pracy, a my z dwiema naszymi malymi ksiezniczkami, Sophie i Nina poszlysmy do parku na zimowy spacer.

A z nowosci... Pamietacie nasze plany wyjazdu do Belgii?? No wiec juz na samym poczatku czulam ze sie cos srupnie, i tak teraz jestesmy na etapie: moj maz jedzie tutaj (patrz zdj ponizej) w ramach bonusu swiatecznego z pracy; Belgia musi poczekac na nas


Jego hak na mnie to: Ty juz tam bylas, wiec i ja chce;)) Plus maslane oczka do tego oczywiscie. No i fakt ze praca placi za bilet lotniczy i hotel. No ktoz by nie skorzystal....

Wednesday 22 December 2010

Wesolych Swiat



Cala nasza trojka pragniemy zyczyc wszystkim czytelnikom,
Radosnych, Spokojnych i Rodzinnych Swiat Bozego Narodzenia. Wielu powodow do usmiechu przy Wigilijnym stole, wyciszenia oraz czasu na zadume i odpoczynek.

A w Nowym Roku duzo radosci, spelnienia Waszych najskrytszych marzen oraz aby kazdy dzien byl lepszy od poprzedniego.

Monika, David i Sophie 

Monday 13 December 2010

Choinia

Tak Sophie nazywa choinke, i oczywiscie wiadomo ze teraz jest szal choinkowo-bombkowy, balwan i mikolaj rzadza;) Wiec w tym roku po raz pierwszy tak wczesnie mam juz ubrana choinke, bo jednak jak jest dziecko w domu to milo jest te kilka dni, tygodni wczesniej juz cieszyc oko;) Poszlismy wczoraj zwarta grupa, kupilismy choinke i w tym samym skladzie ja ubieralismy wieczorem. Sophie podekscytowanie siegalo zenitu, tata jak na Zyda przystalo;)), takze pomagal w wieszaniu bombek, wiec ponownie polaczylismy tradycje i religie.








Sophie juz od jakiegos czasu mowi zdaniami, miesza wyrazy w 3 jej znanych jezykach, wiec czasem sztuka jest jej zrozumienie, ale wczoraj powiedziala swoje dotychczas najdluzsze zdanie:

Sophie jedzie z mama i aba pociagiem do Belgii. (W Sophie wersji brzmi to tak: Logi edzie mama i aba bogo do begi)

Tak, jedziemy wreszcie odpoczac. Od wszystkiego! David od pracy, a ja od gotowania, bo kto mnie zna, wie ze gotowanie nie jest moja mocna strona i najchetniej wynajelabym Jamie Oliviera aby przychodzil codziennie do nas w godzinach lunchu, obiadu i gotowal, gotowal, gotowal.... Jedziemy dopiero pod koniec stycznia, w ramach swietowania naszych 6 lat razem.

Friday 3 December 2010

Zimnica. Nie wyobrazam sobie tych -30'C, ktore panuje w Polsce w niektorych miejscach. Co wiecej, nie wyobrazam sobie nawet tych -10'C! U nas jest w tym momencie -3'C, i nie wiem jak sie ubrac, co zrobic z uszami, szyja, stopami, plecami, itp. Wszedzie mi zimno, wszedzie czuje powiew wiatru, niewazne jak grubo sie ubiore. Aaaaaaaaa! Oby do wiosny...Jeszcze 109 dni! Damy rade!




Wednesday 1 December 2010

Jak kazdy to i my...

...napiszemy jak to wczoraj witalismy pierwszy snieg w tym roku w Londynie. Po obudzeniu sie Sophie, zamiast jak zwykle do toalety zeszlysmy od razu na dol i podziwialysmy padajacy snieg. Juz wczoraj wieczorem oczywiscie go ledwo bylo widac na naszej ulicy, ale zawsze to frajda dla dwulatki;) No, przepraszam, 2 lata i 4 miesiace;)
A powracajac do sniegu... Rano podziwialismy widoki z tej strony okna: (jak Sophie kiedys zobaczy zdjecia z jej poranna fryzura a'la Susan Boyle ktore mama publikowala, to chyba zazada ode mnie odszkodowania;))) )




A wieczorem od drugiej strony, tej zimniejszej.



Sunday 28 November 2010

Nic sie nie dzieje

Codziennie to samo. Zimno!!! Minus juz na dobre zagoscil w porach nocnych i wczesno porannych. W dzien nie jest lepiej, ok +2. Paranoja taka pogoda. Najchetniej bym sie przykryla koldra po nos i nie wychodzila z lozka do 21 marca! A w Izraelu codziennie ok 28 stopni, na poludniu do 31'C. Juz odczuwam reumatyzm w kostkach jak jakas babcia. Wrrrrr. Chyba juz skoncze, bo ja tak moge narzekac na zimno w nieskonczonosc, a to i tak nic nie da jak sie tu rozpisze. Mowie pogodzie stanowczo: albo jedno albo drugie! Albo upalne lato ze az sie muchom nie chce latac, albo mrozna zima ze sniegiem zeby chociaz bylo czym zajac dzieci i balwany jakies lepic na kazdym rogu.
W ramach strajku pogodowego, proponuje troche rozgrzewajace wspomnieniowe zdjecia, z konca lata.


Friday 12 November 2010

Za szybko...

... pomyslalam ze Sophie bez problemu sie przekona do przedszkola. Poczatki byly bardzo zachecajace, smiech, chec zabawy z dziecmi, niedawanie buziakow mamie na pozegnanie tylko bieg w strone zabawek. Teraz jest ciut inaczej po 2 tygodniach. Teraz na sama mysl przedszkola jest placz, nawet jak w domu jej wspominam ze jutro bedzie sie bawic z dziecmi, ze panie beda spiewac a Sophie moze tanczyc, ze pojdzie na Buju Buju na ogrodku, itp. Nie mowiac juz o lzach ktore sie leja jak tata otwiera drzwi do przedszkola! Krzyki, placz, bunt, blaganie o mame;-// Musze powiedziec ze myslalam ze ja bede to gorzej przechodzic. Ze bede chciala ja wypisac, zabrac daleko daleko od wszelkich przedszkoli i szkol do jej 18tki (conajmniej ;)) ). A jednak tlumacze to sobie jakos, probuje sama siebie przekonac ze to dla jej dobra, ze jest kamera w przedszkolu i moge ja podgladac, ze przeciez to tylko dwa dni w tygodniu, tylko do 13, wiec tylko kilka godzin. No ale jest ciezko tak sluchac placzu, i patrzec na ta smutna twarzyczke;( Ale wole teraz to przejsc niz potem jak pojdzie do szkoly. I tak Sophie bedzie miala inne "atrakcje" w szkole: inny jezyk niz mamy i taty, rozne narodowosci, juz typowa nauka, itp. Ale ten czas pedzi......

A tutaj uwieczniony moment jak to dobrze jest z mamusia w domu:


I przygotowania do zimy, wielka czapa powrocila na bardzo zimne poranki i wietrzne spacery

Thursday 4 November 2010

W tym wieku jeszcze wypada










Tak sie prosze panstwa mozna zachowywac jak sie konczy 29 rok zycia! Jeszcze wypada z ta dwojka na poczatku ; )) Za rok to juz moze i bede musiala stonowac, ale jeszcze nie dzis ;)

Thursday 28 October 2010

Obylo sie bez lez. I z mojej i z Sophie strony;))))) Co wiecej, moje dzieko ledwo dalo mi buzi na pozegnanie bo tak byla zajeta zabawa. I jak wrocilam po nia spytalam pani czy pytala o mnie, czy mnie szukala, czy byla smutna, czy sie ladnie bawila...I co?? Ani razu nie wspomniala o mamie, wogole nie zauwazyla ze mnie tam nie bylo z nia przez ten caly czas;) Tak wiec debiut przedszkolny mamy za soba, pierwsza proba za nami, pozostalo tylko trzymac kciuki ze tak bedzie caly czas jak juz zaczna sie konkretne dni przedszkolne, czyli 5 godzin w poniedzialki i piatki.
A ja...no coz. Ponudzilam sie troche przez te dwie godziny, musialam byc w poblizu w razie telefonow typu: prosze szybko wracac po dziecko, nie przestaje plakac od godziny!!! Polazilam po sklepach, chodzilo mi sie ciut szybciej i pewnie z mniejszym garbem niz jak ide z wozkiem, a jak wchodzilam do sklepow to musialam sie rozgladac gdzie sa schody, bo gdzie sa windy to juz znam na pamiec;)) I tak jakos dziwnie mi bylo bez tej mojej Malej Gaduly. Pomimo ogolnego halasu samochodowo-ulicznego jakos tak cicho bylo wokol mnie.
I nie wiem jak to robia te mamy, ktore nagle, praktycznie z dnia na dzien, wracaja do pracy na pelny etat. Brakuje jednak obecnosci tego malego stworka, ktory to caly czas jest z nami. Jak wraca sie do pracy etapami to co innego, wpierw zostawic dziecko na 2 dni, potem na 4/5. Ciesze sie ze nie jestem jedna z tych mam, ktore sytuacja zmusza do szybkiego powrotu na pelny etat, bo byloby ciezko. Ze mna oczywiscie, bo po zachowaniu Sophie w przedszkolu wnioskuje ze bylaby bardzo Za;)) Jak wychodzilysmy caly czas mi opowiadala co Sophie robila, jak sie bawila z dziecmi, i ze smutna mina i jeknieciami powtarzala: Logi bawi sie z dziecmi;))) Jutro 3 godziny zabawy dla Sophie, i te same 3 godziny wolnosci dla mamy.

Wednesday 27 October 2010

Cherry Girl

Tak od dzis mozna nazywac Sophie;) Dzis mialysmy pierwsza settle in sesje, czyli cos w stylu jak sie Sophie przystosuje do nowego otoczenia, do nowych dzieci, nowych pan. Sophie jest w pokoju Cherry Room, stad tytul;) Te sesje sa pewnie bardziej dla mam, ktore nie chca odstawic swoich malutkich pociech od pepowiny i chca aby zostale takie malutkie na zawsze. Jutro bedzie prawdziwy sprawdzian dla nas obu, Sophie zostaje SAMA (bez mamy) na cale dwie godziny. Pewnie niektorym sie wyda ze co to dwie godziny bez mamy, ze przeciez niejedno dziecko..., itp, itd, ale dla dzieci imigrantow to zupelnie inna sprawa. U nas np nie ma babc, dziadkow, cioc, kuzynow, przyjaciol, ktorzy by co chwile sie zajmowali Sophie. Jestesmy sami sobie, tata codziennie do pracy, a Sophie zostaje calymi dniami z mama, bo coz innego poczac, takie zycie. W Londynie ceny za przedszkole sa magiczne, koszt calego miesiaca wynosi wiecej niz placimy za mieszkanie, a zeby dostac wyplate ktora pokrywalaby te koszty plus zeby starczylo na wakacje, oplaty, itp jest bardzo ciezko. Tak wiec narazie mama kombinuje jak zarobic grosz/pens a corka bedzie chodzic w poniedzialki i piatki na pol dnia.
I zeby nie bylo, byly dzis lzy w oczach Sophie...byly kiedy mama chciala zalozyc Sophie sweter, a Sophie wolala: Sophie bawi sie z dziecmi, i nie chciala wychodzic;))) Tak wiec jutro ide z duzymi nadziejami na super zabawe mojej pierworodnej i na super pyszna kawe, ktora sobie wypije SAMA w pobliskiej kafejce! Troche bedzie mi brakowc mojej malej przyjaciolki przy kawie i muffinie, ale odbijemy sobie we wtorek;))))

Czas leci jak szalony, a dowodem jest moj ulubiony filmik. Nie tak dawno Sophie byla Tam, a teraz buduje zdania kilkuwyrazowe, mowi Kocham Cie i od poniedzialku idzie juz na dobre do przedszkola! OMG!





Ps. Prosze nie komentowac balaganu panujacego w pokoju, baba w ciazy nie ma sily na dokladne porzadki;)) I halas telewizora to dowod na to jak glosno David oglada tv;)

Sunday 17 October 2010

Update

Jestem. Zyje. Ale nie mam weny. Sil. Po zeszlotygodniowym przeziebieniu zostal mi kaszel, ktory nie pozwalal normalnie spac. Przez to dni byly wolne i ospale w moim wykonaniu. Pomimo ladnej jesieni nie mam ochoty na nic. No przepraszam, mam ochote na cieple wakacje pod palmami, z goracym piaskiem na plazy i zimnym Bacardi. Marzenia scietej glowy...

Thursday 30 September 2010

Podroz mila i przyjemna

Bylo przede wszystkim bardzo krotko. Bo tylko kilka godzin. Ale sie nagadalysmy, posmialysmy, wypilysmy mnostwo kawy i zjadlysmy przepyszne muffiny. Bo takich nie ma w Londynie, tam sa jakies inne;)
Deszcz byl, oczywiscie, jakby inaczej, ale to nam nie przeszkodzilo, bo caly ten czas spedzilysmy w centrum. Podroz pociagiem w Angli nalezy do tych milych, spokojnych i szybkich doswiadczen. Jest to calkowicie inna sprawa niz podrozowanie koleja panstwowa w Polsce. Po pierwsze jak sie wchodzi do budynku stacji czlowiek nie jest powalony odorem moczu, wymiotow, i Bog wie czego tam jeszcze. Tutaj pachnie!!! Pachnie kawa (ja kupilam w jakiejs francuskiej kafejce, gdzie pani z francusim akcentem pytala: Can I get yuo anything?), pachnie meskimi i damskimi perfumami podrozujacych, pachnie swiezymi bagietkami z bekonem. Co jest natomiast ciekawe, to to ze na angielskich stacjach nie ma smietnikow. Glownym (jak nie jedynym) powodem jest terroryzm. Obawa przed tym ze ktos moze wrzucic do smietnika ladunek wybuchowy. Tak wiec podrozni albo zostawiaja smieci w widocznym miejscu dla Pana Sprzatajacego, ktory krazy po stacji, albo osobiscie wrzucaja smieci jak takowego Pana ujrza. Tutaj obsluga klienta jest na pierwszym miejscu! Nie slyszy sie niemilych warkniec Pani z Okienka na pytanie np O ktorej odjezdza pociag do ... i z jakiego peronu. Tutaj nawet jezdzi specjalny maly samochodzik, ktory tak jak na lotniskach, wozi niepelnosprawnych/starszych ludzi i ich bagaze! W samym pociagu nadal pachnie. Nadal ta kawa, nadal swiezoscia. Kazda stacja jest oglaszana przez mikrofon, ktory praktycznie oglusza swoja jakoscia i czystoscia dzwieku, nie tak jak w PKP, gdzie trzeba sie przysluchiwac a nawet po danym ogloszeniu, dopytywac wspolpasazerow co Pan/Pani mowili.
Tylko prosze mnie nie zrozumiec zle, ja nie narzekam, nie jestem jakas anty-PL, ale stwierdzam fakty! Tutajsze pociagi nigdy nie widzialy na swoich drzwiach, oknach, scianach graffiti, toalety w pociagach sa w lepszym stanie niz w niejednej Londynskiej restauracji. W stolikach wmontowane sa kontakty aby podrozni mogli naladowac telefon badz laptopa.

A wracajac do spotkania z przyjaciolka...2 lata sie nie widzialysmy a gadalysmy jakbysmy sie ostatnio widzialy tydzien temu;)) To chyba dobry znak ;) Zdjec mam tylko kilka, bo przy deszczowej pogodzie to tak kiepsko idzie pstrykanie na zewnatrz, a w centrum przy kawie zagadywalysmy sie nazwajem;)
Ale oto kilka z nich:

Czerwona Ja na jakims blotno-kamienistym parkingu gdzie zaparkowalysmy:









Acha, no i jeszcze musze wspomniec jak radzili sobie Aba i Sophie.... No wiec poradzili sobie oczywiscie ok, bo czemu by nie mieli. Ale w jakim ja stanie zobaczylam dom!!!!Powiem tylko tyle: dobrze ze mamy zmywarke i ze nie mialam zadnych planow na dzisiaj;))))
Jak wrocilam, od razu powiedzialam do Sophie: Chodz, daj mamie buzi; a co Ona na to?? No,Aba buzi! (to NO, to z ang, czyli zdanie zlozone w trzech jezykach;) i poszla do Aby, wysciskala go, wycalowala. A mnie chyba zbojkotowala;))

Tuesday 28 September 2010

Zamienilam

Troche jeszcze ponudze o butach. Zamienilam tamte z poprzedniego postu na te ponizej. Powodow bylo kilka, mam juz inne bezowe obcasy, o tej samej wysokosci, a nie mam zadnych niskich butow w zywych kolorach.


Koniec o butach.

Jutro mam wychodne...jade na caly dzien do Birmingham zobaczyc sie z przyjaciolka;) Godny podkreslenia jest fakt, ze jade SAMA! Moja kochana dwojka zostaje w domu, beda wariowac, kucharzyc dla siebie (no prawie, bo zostawiam ich z gotowymi szaszlykami), ogladac bajki, robic salta i fikolki, i moze sie wybiora na deszczowy spacer, bo jutro ma lac caly dzien. Tak na marginesie, to sobie wybralam dzien na podroze cholera, cala Anglia w deszczu, a ja w najlepsze sie pcham w moich nowych czerwonych obcasikach do drugiego co do wielkosci miasta w UK! To sie nazywa chec poplotkowania z druga baba (ostatnia literka ma ogonek, ale ze nie mam polskiej klawiatury, to musi byc wyjasnienie ;) ). Nie widzialysmy sie ponad 2 lata, wiec bedzie sie dzialo;) Girl Power!!!! Moze nawet jakies dancing in the rain w czerwonych obcasach;))

Jesli uda mi sie pstryknac jakies normalne fotki z babskiego dnia, opublikuje;)

No to w droge....

Friday 24 September 2010

Co mozna robic w deszczowy dzien?

Ano mozna duzo...My wybralysmy sie dzis do centrum handlowego,na kawe do Costy (czy ja wspominalam jak ja uwielbiam chodzic do kafejek z Sophie?? Siedzimy sobie przy pysznej kawie, muffinie,Sophie je lunch, wyciagamy kolorowanki, kredki i zabawa na calego, jak dwie przyjaciolki). Dzis wrocilam z nowymi butami...Bo od kiedy jestem mama to nie czesto sie zdarza zebym chodzila na obcasach, tylko jakies specjalne okazje. A od dzis jestem posiadaczka nowych szpil, no moze nie 10cm szpil, ale jednak. Jak sobie baba kupi nowe buty to od razu nawet deszcz jakis bardziej suchy jest jak pada na glowe;))

Wednesday 22 September 2010

Ostatni dzien lata rozpieszczal nas sloncem,temperatura 27 stopni oraz bardzo cieplym wiatrem. To co ze od piatku ma byc 15 stopni i padac. Ma prawo...To juz jesien bedzie. Ale jeszcze do dzis mialo byc pieknie, slonecznie, goraco. I tak bylo;)))  A my korzystajac z pogody poszlysmy na spacer i do biblioteki. Nie ma to jak letni wypad po lekture, ktora zapewne przyda sie na chlodne dni.

Mysle ze zdjecia lepiej opisza ostatni dzien lata, tak wiec moi drodzy zapraszamy na promyki slonca:













Tuesday 21 September 2010

Oficjalnie oglaszam...

...ze lato sie nie poddaje w stolicy UK. Od wczoraj jest cieplo, dzis 25 stopni, siedzimy z Sophie w ogrodku, slonce z calej sily grzeje a ja nie moge sie nacieszyc;) Wiec wszelkie spekulacje ze przyszla jesien sa nieprawdziwe! Nie nad moim domem, nie na moim niebie, nie w moim powietrzu. Jutro ma byc cieplej;) Lato sie nie poddaje!!!!

A z pokoju dobiega Edith Piaf, blogo!

Ps. A na niebie taniec samolotow, w tej chwili widze 5. Swieca sie od slonca, jedne daleko, widac tylko mala kropke, inne bardzo blisko co chwile slychac glosne silniki, tak nisko ze moge odczytac na brzuchu samolotu jaki to przewoznik.

Nic innego mi nie pozostalo jak tylko pozdrowic wszystkich bardzo letnie ;)))

Thursday 9 September 2010

Punkt 11

Te zdjecia ponizej sa punktem 11 mojej listy Lubie z poprzedniego wpisu. Sa takie chwile, ktore dobrze ze sa utrwalone na zawsze.


Wednesday 8 September 2010

Za kare

W poniedzialek obudzilam sie o 7 rano (nie przez Sophie, sama, z wlasnego wyboru), zjadlam sniadanie, wypilam kawe i pomknelam na rowerze na silownie. A powodem tak wczesnej sesji na silowni bylo to ze w niedziele mialam lenia i zamiast jak zwykle rano tego dnia cwiczyc to zaleglam w lozku. Wiec takie "za kare" wstawanie musialo sie odbyc w poniedzialek. Ale jak ja uwielbiam byc o takiej porze juz na nogach, na rowerze. Nie, nie, nie uwielbiam budzic sie i wyskakiwac z lozka jak skowronek o 7 rano, ale jak juz przejde etap otwierania oczu i wytaczania sie z sypialni, to juz jest ok. Prawie nikogo nie ma na ulicach o takiej godzinie, slonce niesmialo juz swieci i ogrzewa policzki, jest cisza i jedyne co slychac to poranne spiewy ptakow. Uwielbiam to uczucie... A skoro mowa o lubieniu, to ostatnio zostalam zaproszona przez Qoopke do zabawy w 10 ulubionych rzeczy, wiec oto one:

Lubie:

1. Wspomniane powyzej poranne spacery, poranne slonce, poranne powietrze
2. Zapach swiezo zaparzonej kawy
3. Smiech Sophie jak sie ja gilgocze
4. Francuskie kino, muzyke, jezyk
5. Wsiadac do samochodu w dluuuuuuga podroz
6. Opalac sie, opalac sie, i jeszcze raz opalac sie!
7. A co idzie za punktem 6, lubie byc opalona, poniewaz ja z natury corka mlynarza, to w lato uwielbiam wreszcie moj kolor skory.
8. Wszelkie masaze glowy, plecow, stop, ramion, czym mocniejsze tym lepsze
9. Podrozowac z Davidem i Sophie. Najlepsi kompani w kazdej stronie swiata.
10. Sopot!

A dzis znow zaliczylysmy plac zabaw, Sophie coraz mniej bawi sie na slizgawkach, bujakach wszelkiego rodzaju, itp. Wybiera teraz nowe rzeczy, odkrywa, uczy sie chodzic po zawilych sznurkach. Ale najbardziej ja teraz interesuja kwiaty, motyle, ptaki, samoloty, liscie (ktorych Niestety przybywa z dnia na dzien, suchych, jesiennych), pajaki, slimaki.







Sophie idzie od listopada do przedszkola, narazie na poczatek tylko na dwa pol-dni, od 8-13. Bedzie to dla mnie tzw Me-Time, a dla Sophie cos nowego, kilka godzin bez mamy. Ciekawe ktora z nas to "gorzej" zniesie i bedzie pierwsza tesknila za ta druga :-)) Obstawiam, ze Ja!

Thursday 2 September 2010

Dzis bedzie...

...slodko i smacznie. Tak na zachete lata, aby jeszcze nie odchodzilo, aby bylo takie jak przez ostatnie 4 dni u nas. Kucharka wielka geba zapewne nie jestem, ale stworzylam dzis kisiel domowej roboty, a przepis podejrzalam u Doroty na http://www.mojewypieki.blox.pl/

Dla mnie akurat, malo slodki (moze dlatego ze zrobilam z raczej kwasnych jezyn, a cukru dodalam malo), nie lubie jak taki rodzaj deserow zakleja usta cukrem, wiec zjadlam moje cudo ze smakiem;)

A wygladalo to tak:






Tuesday 31 August 2010

Dla mnie bomba

Przekladalam dzis strone w kalendarzu z sierpnia na wrzesien i takie oto przyslowie przyciagnelo moja uwage: "Ostatni sierpnia zapowiada, jaka pogoda na pazdziernik przypada". Dla mnie bomba, bo dzis bylo cieplo, slonecznie, letnio i nastrojowo;) Jak taki ma byc pazdziernik to ja caly pazdziernik w kieckach przechodze, bo dzis wlasnie na plac zabaw zalozylam wreszcie sukienke po tyyyylu deszczowych i chlodnych dniach. A poniewaz taka pogoda pewnie nie bedzie trwala wiecznie to robie tony prania (dzis np dwie pralki z poscielami, recznikami, kocami i innymi tego rodzaju rzeczami, ktore by schly w domu 3 dni i rozdawaly "sliczny" zapach).
I wydarzenie dnia dzis tez bylo: nasza corka pierwszy raz zjadla dzis ZUPE!! Jest to dziewczyna z apetytem, to pewne, ale woli jesc jak facet, czyli nie zapycha sobie brzucha byle-czym, jakas zupka na wodzie, woli mieso, makaron, warzywa, itp. A dzis po raz kolejny dalam jej zupe, w ramach prob: nie rezygnuj z podawania dziecku nowych smakow, probuj, probuj, probuj. No i po 2 latach i 1 miesiacu wreszcie nie widzialam miny typu: mama, chyba zartujesz, sama sobie zupe jedz! Zjadla mala miseczke, ale oczywiscie znajac jej mozliwosci i apetyt podalam od razu drugie (mieso, makaron izraelski, brukselke i korzen pietruszki) i wszystko zmiotla z talerza. Jej maz bedzie musial porzadnie zarabiac zeby nadgonic apetyt Sophie;))
A teraz foto relacja z dzis oraz tak bardziej z natura:

ogrodek rano, trawa a na niej rosa, zimno, ale slonce w pelni;)


Uwielbiam zapach prania przyniesionego z dworu, a w taka pogode nic tylko zaszalec i prac i prac:





Cukinia, co to miala dzielnie rosnac podczas deszczow:






Przez ulewy Sophie upodobala sobie kolorowanie, co chwile slysze: mama, kedki


Ps. pytanie: jak mowicie, natemperowac czy naostrzyc kredki? Temperowka czy ostrzalka?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...