Thursday 30 September 2010

Podroz mila i przyjemna

Bylo przede wszystkim bardzo krotko. Bo tylko kilka godzin. Ale sie nagadalysmy, posmialysmy, wypilysmy mnostwo kawy i zjadlysmy przepyszne muffiny. Bo takich nie ma w Londynie, tam sa jakies inne;)
Deszcz byl, oczywiscie, jakby inaczej, ale to nam nie przeszkodzilo, bo caly ten czas spedzilysmy w centrum. Podroz pociagiem w Angli nalezy do tych milych, spokojnych i szybkich doswiadczen. Jest to calkowicie inna sprawa niz podrozowanie koleja panstwowa w Polsce. Po pierwsze jak sie wchodzi do budynku stacji czlowiek nie jest powalony odorem moczu, wymiotow, i Bog wie czego tam jeszcze. Tutaj pachnie!!! Pachnie kawa (ja kupilam w jakiejs francuskiej kafejce, gdzie pani z francusim akcentem pytala: Can I get yuo anything?), pachnie meskimi i damskimi perfumami podrozujacych, pachnie swiezymi bagietkami z bekonem. Co jest natomiast ciekawe, to to ze na angielskich stacjach nie ma smietnikow. Glownym (jak nie jedynym) powodem jest terroryzm. Obawa przed tym ze ktos moze wrzucic do smietnika ladunek wybuchowy. Tak wiec podrozni albo zostawiaja smieci w widocznym miejscu dla Pana Sprzatajacego, ktory krazy po stacji, albo osobiscie wrzucaja smieci jak takowego Pana ujrza. Tutaj obsluga klienta jest na pierwszym miejscu! Nie slyszy sie niemilych warkniec Pani z Okienka na pytanie np O ktorej odjezdza pociag do ... i z jakiego peronu. Tutaj nawet jezdzi specjalny maly samochodzik, ktory tak jak na lotniskach, wozi niepelnosprawnych/starszych ludzi i ich bagaze! W samym pociagu nadal pachnie. Nadal ta kawa, nadal swiezoscia. Kazda stacja jest oglaszana przez mikrofon, ktory praktycznie oglusza swoja jakoscia i czystoscia dzwieku, nie tak jak w PKP, gdzie trzeba sie przysluchiwac a nawet po danym ogloszeniu, dopytywac wspolpasazerow co Pan/Pani mowili.
Tylko prosze mnie nie zrozumiec zle, ja nie narzekam, nie jestem jakas anty-PL, ale stwierdzam fakty! Tutajsze pociagi nigdy nie widzialy na swoich drzwiach, oknach, scianach graffiti, toalety w pociagach sa w lepszym stanie niz w niejednej Londynskiej restauracji. W stolikach wmontowane sa kontakty aby podrozni mogli naladowac telefon badz laptopa.

A wracajac do spotkania z przyjaciolka...2 lata sie nie widzialysmy a gadalysmy jakbysmy sie ostatnio widzialy tydzien temu;)) To chyba dobry znak ;) Zdjec mam tylko kilka, bo przy deszczowej pogodzie to tak kiepsko idzie pstrykanie na zewnatrz, a w centrum przy kawie zagadywalysmy sie nazwajem;)
Ale oto kilka z nich:

Czerwona Ja na jakims blotno-kamienistym parkingu gdzie zaparkowalysmy:









Acha, no i jeszcze musze wspomniec jak radzili sobie Aba i Sophie.... No wiec poradzili sobie oczywiscie ok, bo czemu by nie mieli. Ale w jakim ja stanie zobaczylam dom!!!!Powiem tylko tyle: dobrze ze mamy zmywarke i ze nie mialam zadnych planow na dzisiaj;))))
Jak wrocilam, od razu powiedzialam do Sophie: Chodz, daj mamie buzi; a co Ona na to?? No,Aba buzi! (to NO, to z ang, czyli zdanie zlozone w trzech jezykach;) i poszla do Aby, wysciskala go, wycalowala. A mnie chyba zbojkotowala;))

Tuesday 28 September 2010

Zamienilam

Troche jeszcze ponudze o butach. Zamienilam tamte z poprzedniego postu na te ponizej. Powodow bylo kilka, mam juz inne bezowe obcasy, o tej samej wysokosci, a nie mam zadnych niskich butow w zywych kolorach.


Koniec o butach.

Jutro mam wychodne...jade na caly dzien do Birmingham zobaczyc sie z przyjaciolka;) Godny podkreslenia jest fakt, ze jade SAMA! Moja kochana dwojka zostaje w domu, beda wariowac, kucharzyc dla siebie (no prawie, bo zostawiam ich z gotowymi szaszlykami), ogladac bajki, robic salta i fikolki, i moze sie wybiora na deszczowy spacer, bo jutro ma lac caly dzien. Tak na marginesie, to sobie wybralam dzien na podroze cholera, cala Anglia w deszczu, a ja w najlepsze sie pcham w moich nowych czerwonych obcasikach do drugiego co do wielkosci miasta w UK! To sie nazywa chec poplotkowania z druga baba (ostatnia literka ma ogonek, ale ze nie mam polskiej klawiatury, to musi byc wyjasnienie ;) ). Nie widzialysmy sie ponad 2 lata, wiec bedzie sie dzialo;) Girl Power!!!! Moze nawet jakies dancing in the rain w czerwonych obcasach;))

Jesli uda mi sie pstryknac jakies normalne fotki z babskiego dnia, opublikuje;)

No to w droge....

Friday 24 September 2010

Co mozna robic w deszczowy dzien?

Ano mozna duzo...My wybralysmy sie dzis do centrum handlowego,na kawe do Costy (czy ja wspominalam jak ja uwielbiam chodzic do kafejek z Sophie?? Siedzimy sobie przy pysznej kawie, muffinie,Sophie je lunch, wyciagamy kolorowanki, kredki i zabawa na calego, jak dwie przyjaciolki). Dzis wrocilam z nowymi butami...Bo od kiedy jestem mama to nie czesto sie zdarza zebym chodzila na obcasach, tylko jakies specjalne okazje. A od dzis jestem posiadaczka nowych szpil, no moze nie 10cm szpil, ale jednak. Jak sobie baba kupi nowe buty to od razu nawet deszcz jakis bardziej suchy jest jak pada na glowe;))

Wednesday 22 September 2010

Ostatni dzien lata rozpieszczal nas sloncem,temperatura 27 stopni oraz bardzo cieplym wiatrem. To co ze od piatku ma byc 15 stopni i padac. Ma prawo...To juz jesien bedzie. Ale jeszcze do dzis mialo byc pieknie, slonecznie, goraco. I tak bylo;)))  A my korzystajac z pogody poszlysmy na spacer i do biblioteki. Nie ma to jak letni wypad po lekture, ktora zapewne przyda sie na chlodne dni.

Mysle ze zdjecia lepiej opisza ostatni dzien lata, tak wiec moi drodzy zapraszamy na promyki slonca:













Tuesday 21 September 2010

Oficjalnie oglaszam...

...ze lato sie nie poddaje w stolicy UK. Od wczoraj jest cieplo, dzis 25 stopni, siedzimy z Sophie w ogrodku, slonce z calej sily grzeje a ja nie moge sie nacieszyc;) Wiec wszelkie spekulacje ze przyszla jesien sa nieprawdziwe! Nie nad moim domem, nie na moim niebie, nie w moim powietrzu. Jutro ma byc cieplej;) Lato sie nie poddaje!!!!

A z pokoju dobiega Edith Piaf, blogo!

Ps. A na niebie taniec samolotow, w tej chwili widze 5. Swieca sie od slonca, jedne daleko, widac tylko mala kropke, inne bardzo blisko co chwile slychac glosne silniki, tak nisko ze moge odczytac na brzuchu samolotu jaki to przewoznik.

Nic innego mi nie pozostalo jak tylko pozdrowic wszystkich bardzo letnie ;)))

Thursday 9 September 2010

Punkt 11

Te zdjecia ponizej sa punktem 11 mojej listy Lubie z poprzedniego wpisu. Sa takie chwile, ktore dobrze ze sa utrwalone na zawsze.


Wednesday 8 September 2010

Za kare

W poniedzialek obudzilam sie o 7 rano (nie przez Sophie, sama, z wlasnego wyboru), zjadlam sniadanie, wypilam kawe i pomknelam na rowerze na silownie. A powodem tak wczesnej sesji na silowni bylo to ze w niedziele mialam lenia i zamiast jak zwykle rano tego dnia cwiczyc to zaleglam w lozku. Wiec takie "za kare" wstawanie musialo sie odbyc w poniedzialek. Ale jak ja uwielbiam byc o takiej porze juz na nogach, na rowerze. Nie, nie, nie uwielbiam budzic sie i wyskakiwac z lozka jak skowronek o 7 rano, ale jak juz przejde etap otwierania oczu i wytaczania sie z sypialni, to juz jest ok. Prawie nikogo nie ma na ulicach o takiej godzinie, slonce niesmialo juz swieci i ogrzewa policzki, jest cisza i jedyne co slychac to poranne spiewy ptakow. Uwielbiam to uczucie... A skoro mowa o lubieniu, to ostatnio zostalam zaproszona przez Qoopke do zabawy w 10 ulubionych rzeczy, wiec oto one:

Lubie:

1. Wspomniane powyzej poranne spacery, poranne slonce, poranne powietrze
2. Zapach swiezo zaparzonej kawy
3. Smiech Sophie jak sie ja gilgocze
4. Francuskie kino, muzyke, jezyk
5. Wsiadac do samochodu w dluuuuuuga podroz
6. Opalac sie, opalac sie, i jeszcze raz opalac sie!
7. A co idzie za punktem 6, lubie byc opalona, poniewaz ja z natury corka mlynarza, to w lato uwielbiam wreszcie moj kolor skory.
8. Wszelkie masaze glowy, plecow, stop, ramion, czym mocniejsze tym lepsze
9. Podrozowac z Davidem i Sophie. Najlepsi kompani w kazdej stronie swiata.
10. Sopot!

A dzis znow zaliczylysmy plac zabaw, Sophie coraz mniej bawi sie na slizgawkach, bujakach wszelkiego rodzaju, itp. Wybiera teraz nowe rzeczy, odkrywa, uczy sie chodzic po zawilych sznurkach. Ale najbardziej ja teraz interesuja kwiaty, motyle, ptaki, samoloty, liscie (ktorych Niestety przybywa z dnia na dzien, suchych, jesiennych), pajaki, slimaki.







Sophie idzie od listopada do przedszkola, narazie na poczatek tylko na dwa pol-dni, od 8-13. Bedzie to dla mnie tzw Me-Time, a dla Sophie cos nowego, kilka godzin bez mamy. Ciekawe ktora z nas to "gorzej" zniesie i bedzie pierwsza tesknila za ta druga :-)) Obstawiam, ze Ja!

Thursday 2 September 2010

Dzis bedzie...

...slodko i smacznie. Tak na zachete lata, aby jeszcze nie odchodzilo, aby bylo takie jak przez ostatnie 4 dni u nas. Kucharka wielka geba zapewne nie jestem, ale stworzylam dzis kisiel domowej roboty, a przepis podejrzalam u Doroty na http://www.mojewypieki.blox.pl/

Dla mnie akurat, malo slodki (moze dlatego ze zrobilam z raczej kwasnych jezyn, a cukru dodalam malo), nie lubie jak taki rodzaj deserow zakleja usta cukrem, wiec zjadlam moje cudo ze smakiem;)

A wygladalo to tak:






LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...