Chetnie pojde, oczywiscie, zwlaszcza jak mam mozliwosc za darmo, w ramach pracy. Ale nie lubie tej sztucznej atmosfery miedzy nowo poznanymi ludzmi, tych usmiechow sztucznych, sluchania o czyjejs pracy, ktora jest wprost Naj na swiecie.
Zwlaszcza takie seminaria nie sa dla mnie jesli sa organizowane w centrum Londynu. Trzeba dojechac tam metrem, a ja panikuje na sama mysl. Jakies dwa lata temu dostalam malego napadu paniki po wyjsciu z metra, rece sie trzesly, brak powietrza, serce kolatalo.
No ale dojechalam tym razem, serce nadal kolatalo ale jakos w srodku sie staralam uspokoic.
Nie moglabym codziennie tak dojezdzac do pracy. Ale tez nie moglabym codziennie zmuszac sie do usmiechu, do zartow, do rozmow ktore mnie nie dotycza, do przebywania z ludzmi, ktorzy sa z tzw Innej Bajki.
Po ostatnich wydarzeniach w Londynie mam jeszcze wieksza psychoze. Boje sie wszystkiego i wszystkich! Wiem, ze tak byc nie powinno, wiem ze tak zyc nie mozna. Wiem, ze terrorysci wlasnie taki strach w ludziach chca osiagnac, ale nie moge nic na to poradzic. Wszystkich obserwuje, patrze na ich rece, na ich kolejny ruch. Ciezko sie zrelaksowac i o tym nie myslec, jak wychodzac z pracy w piatkowy wieczor jest sie otoczonym przez kilknascie aut policyjnych, helikoptery i pogloski, ze kogos wlasnie zabito nozem ulice dalej. Na szczescie wczoraj plotki o tym nozu sie nie sprawdzily, owszem byly zamieszki, trzech policjantow rannych. 80-osobowy tlum gowniarzy wyszedl na ulice pod naszym biurem, na starciach sie skonczylo. Szybko jechalam zeby sie stamtad wydostac, ale nawet niedaleko domu mnostwo policji w kazda strone.
Jak ja nie lubie Londynu... I od razu mowie, nie, nie mozemy sie narazie stad wyprowadzic! Z kilku powodow nie mozemy. Ja bym bardzo chciala, ale...
Nielubiany Londyn z rana, przed seminarium: