Wednesday 28 July 2010

Wszedzie dobrze ale w domu najlepiej (w Sopocie oczywiscie)

Wrocilismy tydzien temu, ale wiadomo jak czasem zbiera sie checi do wszystkiego po wakacjach... Tak wiec donosze ze przez caly pobyt mielismy upaly, zar lal sie z nieba i tylko ostatniego dnia temperatury zeszly do 20 stopni. Ale oczywiscie jak to bywa z odwiedzinami rodzin, nie mialam czasu (i czasem nawet ochoty) zeby isc na plaze, na rower. A tyle planowalam, biegac, jezdzic na rowerze codziennie, a ostalo sie na tym ze codziennie tylko spacerowalismy po Monciaku, i Sophie "nauczyla" sie jesc lody. Oczywiscie jadla je juz wczesniej, ale do tej pory to ja kontrolowalam ilosc zajadanych lodow, a tym razem poniewaz tatus byl na wyciagniecie reki kazdego dnia, to wystarczylo ze coreczka spojrzala jeden raz na tatusia wzrokiem pieska, i od tego dnia na rowni z tata zajadala wafle i rozne smaki lodow;-/ No ale pomyslalam sobie ze pobyt w Sopocie nie moze sie obejsc bez lodow, wiec troche udawalam ze nie widze tych ilosci lizanych smakolykow;)

Ale za najwieksze wydarzenie wyjazdu uwazam fakt ze udalo mi sie wybyc na wieczor panienski i wybawic na calego. Potanczylam, pogadalam sobie z babami, zalozylam szpilki i krotka kiecke i chodzilam beztrosko po Monciaku w upalny wieczor! Blogosc! Oczywiscie w domu nie obylo sie bez placzu, Sophie zdecydownie chyba tez chciala byc na panienskim, wiec tatus musial sie niezle natrudzic zeby wreszcie zasnela;) No a potem byl slub... Piekna panna mloda wszystkich oczarowala, ja znajac Dorote od 10 lat nie widzialam jej nigdy w tak pieknym makijazu (ten typ kobiety, nigdy sie nie maluje, a wyglada swiezo i naturalnie). I w tym dniu wszystko poszlo wedlug planu, Sophie (na marginesie corka chrzestna panstwa mlodych) zasnela w drodze do kosciola, wiec moj tata robil kursy Gdynia-Sopot-Gdynia (zapomnial aparatu z domu;))) ), reszta reprezentacji rodzinnej poszla do kosciola, a po mszy najmlodsza uczestniczka slubu sie obudzila i byla drugim w kolejnosci po pannie mlodej obiektem fotografow;)
Na weselu pierworodna bawila sie jako-tako, muszyka byla chyba dla niej za glosna i ilosc ludzi wyciagajacych do niej co chwile rece ja troche sparalizowaly, ale ogolnie dawala sobie niezle rade. O 22:30 wrocilam z Sophie i rodzicami do domu, polozylam ja spac i wrocilam na wesele. I od tej chwili zaczelam sie porzadnie bawic...Wytanczylam sie za wszystkie czasy (bo trzeba wiedziec ze ja uwielbiam tanczyc, jak slysze gdzies muzyke nogi od razu mi sie rwa)!!! Nie wygadalam sie z panna mloda, bo wiadomo, wesele nie jest miejscem zeby plotkowac i nadganiac rok jak sie nie widzialysmy. Na drugi dzien mega kac, bol glowy ktory po poludniu przeistoczyl sie w mega migrene (migreny mam od kiedy pamietam), ale na pocieszenie byla wizyta u fryzjera;)  I tak oto szybko minal caly pobyt w Sopocie. Za kazdym razem jak spacerowalismy deptakiem, alejkami, molem, wszystkie wspomnienia wracaly. To jest miejsce do ktorego zawsze bede wracac!I nie ma dla mnie piekniejszego miejsca na ziemii niz Sopot!

Niestety nie moge pokazac jeszcze zdjec, poniewaz David musial zrestartowac moj komputer i nie mam jeszcze zainstalowanego ani jednego programu do edycji zdjec, wiec prosze o cierpliwosc;)


3 comments:

Ania said...

Dobrze, że dodałaś ostatnie zdanie, bo juz chciałam pytać, gdzie zdjęcia ślicznej Sophie...
Wiem, co czułaś będąc w Sopocie. Ja dwa tyg. wczesniej też spacerowałam po Monciaku i też czułam swobodę, gdy Matem opiekowała się moja mama. To są fajne chwile i doceniane tylko wtedy, gdy mieszkamy daleko.
Wielki buziak

bubalah said...

Oj, tak a my mieszkamy jeszcze dalej wiec taki wyjazd z dzieckiem do Sopotu czy Izraela to jeszcze wieksze wyzwanie;))
A zdjecia beda, tylko musze dokonac selekcji, wybrac te Naj i wtedy bedzie foto relacja;)
Pozdrawiamy;)))

Anik said...

plany sobie a rzeczywistość sobie ;) najważniejsze że spędziliście świetnie czas i znalazłaś kilka chwil tylko dla siebie (bezcenne!) :))
Fajnie poczytać o czyichś wakacjach w oczekiwaniu na swoje :-D

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...