Deszcz byl, oczywiscie, jakby inaczej, ale to nam nie przeszkodzilo, bo caly ten czas spedzilysmy w centrum. Podroz pociagiem w Angli nalezy do tych milych, spokojnych i szybkich doswiadczen. Jest to calkowicie inna sprawa niz podrozowanie koleja panstwowa w Polsce. Po pierwsze jak sie wchodzi do budynku stacji czlowiek nie jest powalony odorem moczu, wymiotow, i Bog wie czego tam jeszcze. Tutaj pachnie!!! Pachnie kawa (ja kupilam w jakiejs francuskiej kafejce, gdzie pani z francusim akcentem pytala: Can I get yuo anything?), pachnie meskimi i damskimi perfumami podrozujacych, pachnie swiezymi bagietkami z bekonem. Co jest natomiast ciekawe, to to ze na angielskich stacjach nie ma smietnikow. Glownym (jak nie jedynym) powodem jest terroryzm. Obawa przed tym ze ktos moze wrzucic do smietnika ladunek wybuchowy. Tak wiec podrozni albo zostawiaja smieci w widocznym miejscu dla Pana Sprzatajacego, ktory krazy po stacji, albo osobiscie wrzucaja smieci jak takowego Pana ujrza. Tutaj obsluga klienta jest na pierwszym miejscu! Nie slyszy sie niemilych warkniec Pani z Okienka na pytanie np O ktorej odjezdza pociag do ... i z jakiego peronu. Tutaj nawet jezdzi specjalny maly samochodzik, ktory tak jak na lotniskach, wozi niepelnosprawnych/starszych ludzi i ich bagaze! W samym pociagu nadal pachnie. Nadal ta kawa, nadal swiezoscia. Kazda stacja jest oglaszana przez mikrofon, ktory praktycznie oglusza swoja jakoscia i czystoscia dzwieku, nie tak jak w PKP, gdzie trzeba sie przysluchiwac a nawet po danym ogloszeniu, dopytywac wspolpasazerow co Pan/Pani mowili.
Tylko prosze mnie nie zrozumiec zle, ja nie narzekam, nie jestem jakas anty-PL, ale stwierdzam fakty! Tutajsze pociagi nigdy nie widzialy na swoich drzwiach, oknach, scianach graffiti, toalety w pociagach sa w lepszym stanie niz w niejednej Londynskiej restauracji. W stolikach wmontowane sa kontakty aby podrozni mogli naladowac telefon badz laptopa.
A wracajac do spotkania z przyjaciolka...2 lata sie nie widzialysmy a gadalysmy jakbysmy sie ostatnio widzialy tydzien temu;)) To chyba dobry znak ;) Zdjec mam tylko kilka, bo przy deszczowej pogodzie to tak kiepsko idzie pstrykanie na zewnatrz, a w centrum przy kawie zagadywalysmy sie nazwajem;)
Ale oto kilka z nich:
Czerwona Ja na jakims blotno-kamienistym parkingu gdzie zaparkowalysmy:
Acha, no i jeszcze musze wspomniec jak radzili sobie Aba i Sophie.... No wiec poradzili sobie oczywiscie ok, bo czemu by nie mieli. Ale w jakim ja stanie zobaczylam dom!!!!Powiem tylko tyle: dobrze ze mamy zmywarke i ze nie mialam zadnych planow na dzisiaj;))))
Jak wrocilam, od razu powiedzialam do Sophie: Chodz, daj mamie buzi; a co Ona na to?? No,Aba buzi! (to NO, to z ang, czyli zdanie zlozone w trzech jezykach;) i poszla do Aby, wysciskala go, wycalowala. A mnie chyba zbojkotowala;))
5 comments:
ale z Was LASKI :)))) super fotostory!! :) dobrze miec taki dzien dla siebie..laduje akumulatory!
fajnie że wypad udany :) ta pianka na kawie....mniam...
A z opisu kolei wnioskuję że nic tylko wsiadać i jechać :)
Oj tak, tylko nalezy pamietac ze jesli jedzie sie z dzieckiem ponizej 5 roku zycia lepiej bukowac miejsca bez stolu, bo tam nie ma zbyt duzo miejsca na nogi, nie wspominajac miejsca ktore potrzebuje toddler;))
Witamy w UK;))
oj Mamuśka! ślicznie!
i zdjęcia i Wy...pierwsza klasa!
bardzo się cieszę, że wypad się udał! kiedy mama zrelaksowana i szczęśliwa to i córeczka zadowolona:)
buziaki
dziękuję za odwiedziny wirtualne, widzę, że obserwujesz mój blog więc i ja się odwdzięczam i z chęcią zajrzę do Ciebie na nowy wpis :)
pozdrawiam z jakże zimnej, choć słonecznej Polandii :)
Post a Comment