Monday 20 June 2011

Tuz przed...

...wyjazdem. Spakowani, gotowi na promienie (ja jestem, David spedzi 95% czasu w cieniu), dojadamy ostatki z lodowki zeby nie bylo smierdzacych niespodzianek, moja cala lista co trzeba jeszcze zrobic jutro rano przed wejsciem do taxi. Jak bede miala dostep do netu dam znac;) I wysle Wam wszystkim duuuuuuuzo slonca! ;))

A kilka dni temu sasiad przyniosl 1,2kg czeresni ze swojego ogrodu, chyba nigdy nie zjadlam tyle czeresni w jeden wieczor.


A to slimak zrobiony w 100% przez Sophie. Zaskoczylo mnie to z jaka dokladnoscia zrobila oczy (i dowod na to ze u nas nie przestaje padac, zdjecie zrobione na progu drzwi do ogrodu, bo tam najlepsze swiatlo, wszedzie szaro i ponuro)


I walizki czekajace na plazowy piasek, slonce i cieply wiatr.





Saturday 18 June 2011

Takie male porownanie

Mam nadzieje ze angielska pogoda sie z deko zawstydzi jak zobaczy ponizsze zdjecia i po naszym powrocie bedzie zdecydowanie lepsza!!




37 stopni!!!!!!! Bede sie tam roztapiac jak maslo, ale to jest to co lubie;)))) Pewnie bede jedyna osoba na plazy, bo w takie upaly, z taka wilgotnoscia to wiekszosc izraelczykow jest nauczona unikac slonca jak ognia i siedza w klimatyzowanych miejscach, gdzie mi osobiscie jest za zimno. Ach, juz widze jak mi sie bardzo ale to bardzo nie bedzie chcialo wracac do UK! 

Friday 17 June 2011

7 lat minelo jak jeden dzien

Pozwolcie ze zaczne od pogody. No zesz ty, co to za czerwiec. Leje i leje. Tylko wtorek byl upalny. A od zeszlego tygodnia i caly ten leje. Moje kalosze powrocily do lask, Sophie w swoich skacze po kaluzach wracajac z blotem po pas. Powtorze sie: czerwiec!! Na milosc boska, gdzie to slonce, cieplo, ramiaczka i japonki? Jak nie w srodku roku to kiedy niby sie pokaze??? Na szczescie my lecimy w nastepny wtorek do Izraela. 30 stopni codziennie. Chyba sobie jakas szope rozloze na plazy i nie bede sie z tego piasku ruszac. I chyba slonce w jakies pojemniki pochowam i przywioze do UK. Sophie chodzi po domu ze swoim kolem do plywania pod pacha i powtarza: I going beach. Ja chyba tez sobie taka mantre zaczne w glowie bo inaczej ten deszcz mnie dobije. Oby do wtorku...Bo jak sie wychodzi z samolotu w Izraelu to zawsze przez rekaw, wiec dopiero jak sie wyjdzie z budynku na parking czlowiek jest uderzony tym cudownym, goracym powietrzem. I ja wlasnie czekam teraz tylko na ten moment, to wyjscie na parking. I to oslepiajace slonce...

A z innej bajki, to 20 czerwca stuknie mi 7 lat w UK. Jak ten czas zlecial!!! I tez tego samego dnia, ale 6 lat temu, David mi sie oswiadczyl (i nie mam pojecia dlaczego, ale z tych wielkich emocji, odpowiedzialam mu Tak po hebrajsku;)) ). Przyjechalam z przyjaciolka do Londynu, dluga podroz autokarem, byl przystanek w naszej ukochanej Francji, wiec juz wtedy poczulysmy ze jedziemy daleko, gdzies gdzie czekaja nas rozne sytuacje, rozni ludzie. Jak jechalysmy to ja osobiscie mialam plan tylko na rok. Odlozyc na prawo jazdy (do tej pory nie zrobilam), douczyc sie jezyka i wrocic do ojczyzny. Po 3 miesiacach wiedzialam ze nie wracam. Pierwsze 2 miesiace byly ciezkie, nie tyle z praca, bo ta znalazlysmy juz drugiego dnia, ale ja akurat przyjechalam tu ze zlymi doswiadczeniami i wspomnieniami ze Stanow (przyjechalam do UK 9 miesiecy po powrocie z USA). Tesknota bardzo dawala w kosc, wszystko porownywalam do Polski, balam sie ze pomimo posiadania pracy i bycia z przyjaciolka nie dam rady, ze chyba obcy kraj nie jest dla mnie. Ale jakos tak nagle wszystko sie odmienilo. W pracy bylo coraz weselej (ale nie sama praca, bo ten czas tam akurat tez lekko przekllinam), ludzie ktorych poznawalysmy traktowali nas jak "swoich", pomimo ze byly to dopiero nasze poczatki w Uni i najazd Polakow dopiero sie zaczynal. Wreszcie stanelysmy z Magda na nogi. Znalazlysmy swoje miejsce tam, wychodzilysmy wieczorami po pracy ze znajomymi, powoli zaczelysmy sie czuc jak u siebie. I to wtedy chyba byl ten przelom, ze cos mi mowilo ze zostane tutaj na dluzej. 2 miesiace pozniej poznalam Davida. Zaczelismy razem pracowac, on wyjechal z Birmingham, wiec ja dolaczylam do niego. I wtedy tez zaczely sie nasze male podroze po Anglii. Mieszkalismy w Swindon, Manchester, Liverpool, Hastings. W 2006 musielismy wyjechac z UK poniewaz Davidowi konczyla sie wiza, pojechalismy do PL na kilka miesiecy, wzielismy slub i nie majac pomyslu na siebie, na prace, na zycie, stwierdzilismy ze chyba jednak Anglia jest miejscem gdzie chcemy byc. I rzeczywiscie, bo jak przyjechalismy do Dover po 7 miesiacach w PL, to czulam jakby nas tam nie bylo tylko 2 tygodnie. Wszystko bylo znajome, czulismy sie dobrze, swojo. I od 2006 mieszkamy w Londynie (nie jest to moje wymarzone miejsce, ale czasem praca wybiera to miejsce za nas). I jakby mi ktos powiedzial 20 czerwca 2004 takie zdanie, po tym jak wyszlam z autokaru: Dokladnie za rok ktos ci sie oswiadczy, wezmiecie slub i za 4 lata urodzisz cudne dziecko. to bym tego kogos wysmiala (nie z powodu tego cudnego dziecka oczywiscie), bo moim mocnym postanowieniem bylo zostac tu tylko rok!! Wyszlo w praniu ze spedzam juz taki rok x7. Duuuuuuzo wspomnien, duuuuuuuzo lez, duuuuuuuuzo smiechu. Jeszcze wiecej doswiadczen, poznanych ludzi, kultur, nowych nawykow. Ale dobrze nam tu, od 7 lat nasz dom, od prawie 3 lat dom naszej malej Sophie. I nie wyobrazamy sobie mieszkania ani w Izraelu ani w Polsce, tak wiec jak narazie kraino deszczowcow badz dla nas mila i podaruj troche slonca, na te 7 lat;))

Saturday 4 June 2011

Nudy i stresy

Nic sie ostatnio nie dzieje nadzwyczajnego, jakos dni leca, kazdy podobny do poprzedniego. U Was tez tak jest? Ale chociaz pogoda dopisuje, to i piknik byl, place zabaw oczywiscie, mnooooooostwo prania zeby jeszcze zdarzyc wysuszyc wszystko na ogrodzie dopoki goraco (bo od jutra ma lac i 10 stopni mniej niz dzis).
Ostatnio przesladuje mnie mysl o Sophie szkole. Od wrzesnia szkoly otwieraja swoje "listy" z Sophie rocznika i od tego momentu rodzice moga sie umawiac na wizytacje, moga szukac informacj i opini o danych szkolach. Czas zeby zapisac dziecko do szkol na liste oczekujacych mija z koncem stycznia. I teraz mamy dylemat, bo szkoly w naszej okolicy sa beznadziejne, a wiadomo nie od dzis ze w Londynie taaaaak przepelnionym emigrantami z wielodzietnymi rodzinami nie bedzie sie latwo dostac do dobrej szkoly ktora nie jest w tzw catchment area. Wyprowadzka z tej okolicy do naszych wymarzonych londynskich miejsc rownalaby sie z wynajmem studio flat bo ceny tam sa takie ze tylko na to byloby nas stac, ale jednak szkoly bylyby o Niebo lepsze. Do tego musimy miec na uwadze aby David mial latwy dojazd do pracy, latwy i szybki dostep do metra, wiec niektore tansze dzielnice tez odpadaja. No i tak od jakiegos czasu mysle i mysle, i wymyslic dobrego rozwiazania nie moge. Nie wspominajac juz o fakcie ze bardzo ale to bardzo chcialabym poslac Sophie do prywatnej szkoly, bo nie mam co ukrywac, ale tutejsza mlodziez mnie wprost przeraza. Brzmie jak mamuska z 5 dzieci na stanie, wiem, ale jak ogladam codziennie na ulicy mlodych ludzi (i mowie tutaj o wieku nawet 10 lat!!) to mam ochote wdrozyc moj plan awaryjny pt. Edukacja domowa!! No nic, poczekamy i zobaczymy co jest w "ofercie" w naszej okolicy, a do tej pory mamuska sie troche postresuje;)

A zeby az tak negatywnie nie bylo, to zapraszamy wszystkich na magiczna podroz;)) Tutaj

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...